Jak dostać pracę w klubie – Ebebenge case

Damian Jursza

Damian Jursza

Test

Wiele młodych osób zastanawia się – jak dostać pracę w klubie sportowym? Jak załapać się choćby na staż? Przecież wysyłam maile, wysyłam listy tradycyjną pocztą, a odpowiedź nie przychodzi. Mam tego dosyć. Co robić?

Przede wszystkim uświadomić sobie, że żadne jednorazowe listowne groźby i prośby nie działają. Każdego miesiąca (a już szczególnie w okresie wakacyjnym) do czołowych polskich klubów spływa mnóstwo wiadomości z pytaniami o praktyki, staż czy stały etat. A wraz z nimi emocjonalne listy motywacyjne i podrasowane CVki. Nie trudno zgadnąć, że w klubie nie robi to już na nikim wrażenia.

Żeby dostać pracę – trzeba czegoś więcej. Najlepiej obrazuje to przykład 23-letniego Dominika Ebebenge, który jest obecnie prawą ręką prezesa Bogusława Leśnodorskiego. To dzięki olbrzymiej determinacji i pasji, Dominik mimo początkowych niepowodzeń w końcu otrzymał wymarzoną pracę w Legii Warszawa, a znajomość języków obcych pozwoliła mu swoją karierę rozwijać.

Możliwości pracy w klubie nie dostałem od razu. Po raz pierwszy próbowałem zainteresować kogoś w Legii swoją osobą w wieku 16 lat. Chciałem po prostu pomagać, odciążyć kogoś z obowiązków, poszerzać swoje horyzonty. Napisałem wtedy list zaadresowany do dyrektora sportowego Mirosława Trzeciaka, który nie spotkał się z żadnym odzewem. Teraz będąc w klubie nie dziwię się temu, takich listów, e-maili i inicjatyw jest po prostu mnóstwo. Nie jest możliwe aby zareagować na każdą propozycję podesłaną do klubu. Dlatego nie mam pretensji do nikogo, że dopiero po dwóch latach od tego listu, miałem możliwość odbycia rozmowy w klubie.  Taka rozmowa miała miejsce właśnie z dyrektorem Trzeciakiem, miałem wielkie nadzieje i byłem przekonany, że zostanę zatrudniony – tym bardziej, że oświadczyłem, że mogę pracować za darmo tak długo, jak będzie to konieczne. Byłem gotów ponosić wszelkie koszty, chciałem się po prostu uczyć i zacząć być przy Łazienkowskiej, poznawać klub od środka. Po tym spotkaniu nikt się do mnie nie odezwał, mijały kolejne miesiące i nic. Przyszedł moment zwątpienia,nie było zainteresowania ze strony osoby, której pomocy chciałem poświęcić swój cały wolny czas. Pomyślałem, że środowisko jest tak zamknięte, że to się nigdy nie uda. Rozczarowanie było duże, gdyż dla mnie praca w Legii była niemal obsesją. Codziennie miałem w głowie ideę wielkiej Legii i jej powrót na polskie i europejskie salony – tak Ebebenge przedstawia swoje początki w obszernym wywiadzie dla Legia.net.

Kiedy myślałem, że jednak z moich planów nic nie wyjdzie, postanowiłem wyjechać na studia zagranicę, odciąć się od wszystkiego, usamodzielnić – to był dla mnie trudny okres – zwłaszcza w domu. Chciałem od tego wszystkiego uciec. Postanowiłem nakreślić nowe plany, zrobić coś, z czego będę w przyszłości dumny czyli skończyć jakąś dobrą uczelnię. Wyjechałem z Polski, ale nie przestałem wysyłać e-maili do klubu. Miałem przekonanie, że jak tylko dostanę szansę, to będę w stanie dać od siebie innym nowej energii, optymizmu i spojrzenia na pewne rzeczy. Katowałem ten adres info@legia.pl, aż w końcu ktoś mi odpowiedział. Tyle, że ja już wtedy studiowałem, w Polsce nie bywałem często. Ale kontakt już był stały, przypominało to trochę taki flirt e-mailowy. Studia dawały mi możliwość odbycia dwóch, półrocznych stażów. I gdy tylko była możliwość skorzystania z tego, przyjechałem do Warszawy. Rozpoczęła się seria spotkań, największym przeżyciem była dla mnie rozmowa z Jackiem Magierą. On będąc przy pierwszej drużynie, mając mnóstwo obowiązków na głowie, znalazł czas aby ze mną porozmawiać, wysłuchać tych wszystkich moich planów i poświęcił mi kilka godzin.  Po tym spotkaniu byłem już naprawdę dużym optymistą. Po kilku miesiącach umożliwiono mi spotkanie z zarządem, gdzie pozwolono mi spędzić w klubie całe wakacje. Mogłem podpatrywać, pomagać i to mi totalnie wystarczało. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – kontynuuje w tym samym wywiadzie.

Podsumujmy. Parę lat oczekiwania, kilka podejść, dziesiątki godzin rozmów, setki maili – tak bardzo często wygląda droga do pracy w największych klubach w Polsce.  Gotowi na wyrzeczenia?

Jeśli jesteście zainteresowani jak dalej potoczyła się przygoda Dominika Ebebenge przy Łazienkowskiej, to odsyłam Was do ciekawego artykułu na Weszło.

Na koniec jedna uwaga. W większości przypadków praca w klubie sportowym to nie jest eldorado. Przygotujcie się na nadgodziny, pracę w weekendy, nadprogramowe zadania, wypłaty z opóźnieniem oraz to, że Wasza miłość do klubu będzie notorycznie wykorzystywana. Czego jednak nie robi się, żeby spełnić marzenia z dzieciństwa?

[Fot. Eric The Fish/Flickr]

Nie przegap wymarzonej pracy!
Najlepsze oferty co wtorek na Twoim mailu.