Wywiad: Damian Juszczyk – dziennikarz i marketingowiec

Damian Jursza

Damian Jursza

Test

Marząc o pracy w marketingu sportowym pewnie wielokrotnie zastanawialiście się jak podnieść swoje kwalifikacje i tym samym zwiększyć szanse na rynku pracy. Tym tropem podążył Damian Juszczyk, który ukończył roczne, prestiżowe studia z Zarządzania i Marketingu w Sporcie, organizowane przez koszykarską Euroligę i Uniwersytet Ca’Foscari w Wenecji.

Damian Juszczyk to m.in. były dziennikarz sportowy, były rzecznik prasowy klubu – Wisły Can-Pack Kraków oraz były pracownik działu marketingu firmy z branży odzieży sportowej 4F. W długiej rozmowie przybliża jak wyglądały studia w międzynarodowym towarzystwie oraz jak jego praca dyplomowa mogłaby zostać wykorzystana przez Basket Ligę Kobiet.

Jesteś drugim Polakiem, który jest absolwentem międzynarodowych studiów Zarządzania i  Marketingu w Sporcie, organizowanych przez koszykarską Euroligę i Uniwersytet Ca’Foscari w Wenecji. Pierwsze pytanie jakie się nasuwa – jak udało się tam dostać?

Jako że zawodowo zajmuję się sportem niemal “od dziecka” (mając trzynaście lat zadzwoniłem do redakcji gazety sportowej i w tym wieku debiutowałem na łamach, później z krótszymi lub dłuższymi przerwami cały czas wracałem do pracy w dziedzinie sportu), przez cały czas szukam nowych wyzwań i możliwości rozwoju. Przez długie lata byłem m.in. dziennikarzem sportowym, ale zawsze chciałem być jeszcze bliżej, w centrum wydarzeń. Pomyślałem, że idealna byłaby dla mnie praca w klubie sportowym lub w którymś ze związków sportowych czy federacji – zwłaszcza że byłem już między innymi rzecznikiem prasowym mistrzyń Polski w koszykówce kobiet – Wisły Can-Pack Kraków i wydaje mi się, że całkiem dobrze sobie poradziłem.

Jednak rynek pracy w polskim sporcie jest ograniczony, w profesjonalnych klubach i związkach sportowych zatrudnionych jest po kilka osób. Postanowiłem zainwestować w siebie – zadbać o zdobycie wiedzy (a przy okazji także prestiżowego dyplomu), dzięki której będzie łatwiej zaznaczyć swoją obecność na rynku i przede wszystkim stać się prawdziwym profesjonalistą w swojej dziedzinie. Najpierw myślałem o słynnym kursie FIFA Master, ale ponieważ kosztuje on tyle, co niezłej klasy samochód, postawiłem na równie wartościową i prestiżową, a nieco korzystniejszą dla kieszeni opcję – zwłaszcza, że koszykówka była i nadal jest jedną z moich największych pasji.

Informacje o studiach znalazłem w internecie, szukając “pomysłu na siebie”. :-) Wysłałem zgłoszenie, później nastąpił proces weryfikacji aplikacji i zgłoszeń kandydatów przez Euroligę i Uniwersytet Wenecki. Po wymianie maili, kilku dłuższych telefonicznych rozmowach kwalifikacyjnych o koszykówce i o moich dotychczasowych dokonaniach oraz gdy organizatorzy zapoznali się z moim CV dowiedziałem się, że zostałem przyjęty wraz z kilkunastoma osobami z całej Europy oraz dwoma kolegami z Libanu.

Właśnie opowiedz trochę więcej o osobach z którymi studiowałeś. Kim byli? Z pewnością słyszałeś od nich wiele ciekawych historii dotyczących sportu . Zastanawiam się jak wygląda organizacja klubów koszykarskich w tak egzotycznym kraju jak Liban.

Każdy z uczestników kursu był wielką indywidualnością i nie sposób opisać ich wszystkich, a tym bardziej przytoczyć wszystkie ciekawe historie. Z drugiej strony, mieliśmy trochę za mało czasu, żeby omówić wszystkie interesujące tematy, bo program zjazdów był bardzo intensywny.

Ale tak na szybko postaram się o kilka ciekawostek. Wśród głośnych nazwisk uczestników była m.in. Viktorija Kunauskaitė (a teraz już Pocienė). To Litwinka, która we własnym kraju jest celebrytką. Jest m.in. tancerką, która tańczyła w litewskiej edycji “Tańca z gwiazdami”. W ostatnich miesiącach było o niej jeszcze głośniej, bo wyszła za mąż za koszykarza Realu Madryt, Martynasa Pociusa (który grał w Realu jeszcze w ubiegłym sezonie, ale właśnie zmienił barwy). To była jedna z dwóch kobiet wśród kilkunastu uczestników. Drugą była włoska trenerka gimnastyki artystycznej i była gimnastyczka.

Co do koszykówki libańskiej, koledzy wspominali, że coraz bardziej dynamicznie się rozwija. Tamtejsza liga dysponuje bardzo dużym zapleczem finansowym, m.in. bogatymi sponsorami. Dlatego coraz częściej do Libanu trafiają znani koszykarze np. z USA. Najlepsze libańskie kluby dysponują potencjałem nie mniejszym niż kluby z Euroligi, stąd bardzo chciałyby występować w tych rozgrywkach. To z wiadomych przyczyn nie jest możliwe, za to być może libańskie ekipy wezmą udział w rozgrywkach Eurocup.

Z tej międzynarodowej wymiany doświadczeń płyną jednak smutne wnioski dla naszego sportu, a zwłaszcza dla koszykówki. Sprzedaż przez internet? To teraz żadna nowość, to już nawet nie standard. Na przykład na Litwie istnieje możliwość zakupu interaktywnego karnetu za pomocą telefonu komórkowego. Kibice dostają wiadomości z przypomnieniami o meczach ulubionej drużyny i o najważniejszych wydarzeniach. Przed każdym spotkaniem klikają, czy będą obecni na spotkaniu. Jeśli nie mają zamiaru przychodzić, dostają rekompensatę, np. zwrot części kosztów albo prezenty od sponsorów drużyny. Zyskuje również klub, który może sprzedać bilety na niewykorzystane miejsca innym osobom, dbając o to, aby hala była zawsze pełna. :-)

Jak wyglądało samo studiowanie? Gdzie odbywały się zjazdy? Jaki był program zajęć? Kim byli wykładowcy?

Studia polegały na połączeniu trzech intensywnych kilkudniowych zjazdów – w Barcelonie (siedziba Euroligi), w Londynie (Final Four) i w Wenecji (siedziba Uniwersytetu Ca’Foscari) – z nauką poprzez platformę e-learningową: opanowywaniu cotygodniowych partii materiałów, zaliczaniu testów online, przygotowywaniu studium przypadków na podstawie konkretnych poleceń i instrukcji i wreszcie – na stworzeniu finalnego projektu marketingowego, będącego naszą “pracą magisterską”.

Mieliśmy okazję poznać od podszewki siedzibę Euroligi, zajrzeć za kulisy organizacji najważniejszej koszykarskiej imprezy w Europie, czyli Final Four i wreszcie – by tradycji stało się zadość – bronić naszych projektów w murach otwartej na studentów z całego świata uczelni, w pięknym weneckim otoczeniu.

Oprócz wielu wspomnianych elementów były oczywiście wykłady i warsztaty z najlepszymi specjalistami ze świata sportu – z całej Europy, i nie tylko. Wśród nich byli m.in. prezesi najważniejszych europejskich federacji koszykarskich, szef koszykarskiej Bundesligi, jeden z dyrektorów firmy Nike oraz telewizji ESPN. Wzięliśmy udział w uroczystej gali we wnętrzach londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej (gdzie nad nami wyrastał potężny szkielet dinozaura) oraz nawiązaliśmy wiele bezcennych kontaktów. Zyskaliśmy również uprawnienia oficjalnych delegatów koszykarskiej Euroligi. I, co równie istotne, nawiązaliśmy wspaniałe przyjaźnie z ludźmi z różnych krajów, kultur. Wszyscy uczestnicy kursu byli osobowościami przez duże “O”. Wśród nich znalazły się tak ciekawe postaci jak choćby byli zawodnicy. Bardzo otwarci i interesujący ludzie. Spędzane wspólnie zjazdy były nie tylko czasem intensywnego przyswajania wiedzy, ale też wymiany doświadczeń i po prostu świetnej zabawy!

Jak brzmiał temat Twojej pracy dyplomowej i czy projekt można zaszczepić na polskie podwórko?

Mój plan marketingowy poświęcony był polskiej najlepszej lidze koszykówki kobiet, czyli Basket Lidze Kobiet. To blisko sześćdziesiąt stron szczegółowego planu związanego m.in. z działaniami marketingowymi, komunikacyjnymi, sponsoringowymi, infrastrukturą i budżetem. Krótko mówiąc: to taka moja wizja tego, jak można poprawić sytuację polskiej kobiecej koszykówki, zwłaszcza jeśli chodzi o frekwencję na trybunach i promocję rozgrywek, które na razie cieszą się popularnością głównie wśród pasjonatów i przegrywają popularnością z męską koszykówką. O piłce nożnej i kilku innych dyscyplinach sportu nawet nie wspominam, bo takie porównania nie miałyby sensu.

Czy pracę można przeszczepić na polski grunt? Na pewno można. W trakcie pisania kontaktowałem się nawet z panią dyrektor Basket Ligi Kobiet, Olgą Kijewską. Zapewniła mi dostęp do podstawowych informacji, a ja zobowiązałem się do udostępnienia pracy, być może liga uzna, że warto wykorzystać niektóre pomysły. Najważniejsze jest jednak to, iż nie chodzi o jedną pracę, z którą stworzyłem. Z wiedzą zdobytą na kursie jestem w stanie przygotować profesjonalną wieloletnią wizję rozwoju dowolnej ligi czy klubu sportowego. Chętnie wykorzystałbym tę wiedzę w praktyce w polskim sporcie, być może będę miał taką możliwość, niekoniecznie w koszykówce. Jeśli pojawi się ciekawa propozycja – a pierwsze nieoficjalne zapytania już są – to na pewno ją skrupulatnie rozważę.

Pierwsze propozycje pracy już są, czy możesz zatem zdradzić co dalej? Rozumiem, że skupisz się raczej na kwestiach organizacyjno-marketingowych, a  dziennikarstwo sportowe to zakończony rozdział?

“Propozycje” to za duże słowo. Na razie pojawiają się niezobowiązujące zapytania. Nie zamykam się na żadne rozwiązania. Od października rozwijam się jeszcze w innych kierunkach, na stare lata zostałem studentem psychologii i dietetyki. :-) Studiuję zaocznie – psychologię w Warszawie, a dietetykę w Krakowie, więc muszę się trochę nagimnastykować, żeby to wszystko pogodzić, ale na razie się udaje. Jednak jeśli będę miał możliwości dalszego rozwoju zawodowego w sporcie, zawsze będzie to dla mnie numer jeden.

W dziennikarstwie sportowym zdołałem sporo osiągnąć w dość młodym wieku, pracowałem w największych polskich mediach. I byłem bardzo rozczarowany tym, jak wygląda w Polsce ta “profesjonalna” dziennikarska rzeczywistość. Pracuje się zwykle na umowy o dzieło, a szefowie redakcji wymagają dyspozycyjności i zaangażowania jak na etacie. Nierzadko zdarzało się, że po korekcie w redakcji, w opublikowanym tekście znajdowałem błędy ortograficzne, a nawet merytoryczne, których na etapie wysyłania przeze mnie tekstu oczywiście nie było. Jestem profesjonalistą i tego samego wymagam od innych, miałem dość takiego podejścia do dziennikarstwa w naszym kraju, nie wspominając już o poziomie merytorycznym i ciągłym szukaniu sensacji za wszelką cenę.

Nie wykluczam pisania, ale w Polsce jest to raczej hobby i sposób na “dorobienie sobie” do pensji, niż normalna praca, której można się poświęcić w pełnym wymiarze czasu. Natomiast w marketingu sportowym w niespełna rok nauczyłem się więcej niż w ciągu kilku lat oglądania meczów i przygotowywania wywiadów. Praca w marketingu jest po prostu trudniejsza – wiąże się z większymi wyzwaniami, a co za tym idzie przynosi większą satysfakcję. Właśnie dlatego najchętniej zwiążę przyszłość z pracą w klubie lub związku sportowym – w biurze prasowym, w dziale marketingu lub public relations – aby móc wykorzystać w pełni moją wiedzę, a jednocześnie nadal się uczyć i rozwijać.

Wspominałeś, że w bardzo młodym wieku rozpocząłeś przygodę z dziennikarstwem. Opowiedz o tym trochę więcej. Masz może jakieś uniwersalne rady dla osób, które chciałby pracować w przyszłości w mediach?

W profesjonalnym dziennikarstwie zacząłem działać jako trzynastolatek, choć już wcześniej własnym sumptem przygotowywałem różnego typu gazetki i gazety. Ale chciałem robić to na większą skalę. Pewnego dnia zadzwoniłem po prostu do redakcji “Supertempa”, które było odłamem “Tempa”. Przedstawiłem się – wspomniałem, że mam trzynaście lat i że moją pasją jest dziennikarstwo sportowe. Pan Marek Latasiewicz – wówczas redaktor naczelny “Supertempa” – zaprosił mnie do redakcji, a już kilka dni później moje pierwsze teksty ukazały się na łamach dziennika. Wtedy pisałem głównie krótkie sprawozdania z piłkarskich meczów juniorów i niższych klas rozgrywkowych, ale jeszcze w tym samym roku w dziale sportowym “Metra” napisałem moje pierwsze sprawozdanie z meczu ekstraklasy. Doskonale to pamiętam: Wisła grała w Katowicach z GKS-em. W strugach deszczu wygrała 5:1, a wszystkie gole strzelił Maciej Żurawski. Stworzyłem tekst po spotkaniu spędzonym jeszcze nie w loży dziennikarskiej, a po prostu na trybunach. :-) Ten tekst mam do dziś.

Rada dla osoby marzącej o zostaniu dziennikarzem? Bądź sobą! Nie ma żadnych gotowych recept, ani złotych rad. W tym zawodzie na pewno potrzebna jest osobowość, trzeba być wyrazistym, jakimś. Nie ma miejsca dla szarych myszek. A o tym, czy ktoś się odnajdzie w danej dziedzinie czy redakcji, przekona się dopiero w praktyce. Mogę doradzić tylko – choć brzmi to banalnie, ale u mnie się sprawdziło – ciężką pracę. Jeśli wydaje Ci się, że pracujesz już wystarczająco ciężko, dołóż jeszcze dwa razy tyle! Wierz w siebie, bądź otwarty na ludzi, uczciwy (to ważne, bo wielu młodych dziennikarzy idzie do celu po trupach, ale myślę, że na dłuższą metę im się to nie opłaci) i wiedz, czego chcesz. A reszta przyjdzie z czasem. Trzeba pamiętać, że nie ma rzeczy niemożliwych. Zwłaszcza w marketingu się o tym przekonałem – specjaliści od marketingu to cudotwórcy. Tylko bez magicznej różdżki. :-)

[Fot. Archiwum prywatne Damiana Juszczyka]

Nie przegap wymarzonej pracy!
Najlepsze oferty co wtorek na Twoim mailu.