Wywiad: Dominik Piechota – redaktor naczelny Olé Magazyn

Damian Jursza

Damian Jursza

Test

Przebojem i niespodziewanie pojawili się na rynku mediów elektronicznych. Prawdziwi pasjonaci piłki hiszpańskiej. “Ciekawa inicjatywa młodych wilków” – napisał na Twitterze Zbigniew Boniek. Trudno o lepszą rekomendację. O Magazynie Olé rozmawiam z Dominikiem Piechotą.

Jeśli chcecie przeczytać magazyn macie kilka możliwości. Możecie pobrać plik PDF, przeczytać e-wydanie na Scribd lub Issuu. Nie zapomnijcie polubić miesięcznika na Facebooku oraz śledzić na Twitterze.

Skąd pomysł na magazyn o szeroko rozumianej piłce hiszpańskiej? Czy w Polsce jest zapotrzebowanie na tego typu wydawnictwo?

Pomysł wywodzi się z polskiego portalu kibiców Valencii – www.vcf.pl. Szukaliśmy w redakcyjnych kuluarach różnorakich sposobów na rozruszanie serwisu. Były podcasty, były wywiady z piłkarzami, były rozmowy z ekspertami. Pewnego dnia założyciel serwisu rzucił hasłem “magazyn”. Od razu podłapaliśmy temat, a ja szczególnie rzuciłem się na realizację pomysłu. Po wielu tygodniach dyskusji ustaliliśmy właściwą formę projektu, bowiem wcześniej miał to być magazyn o tematyce wyłącznie walenckiego klubu. W porę jednak doszliśmy do wniosku, że byłoby to samobójstwo. Zatem postawiliśmy na największą pasję – hiszpański futbol. Czy jest zapotrzebowanie? Otóż ten aspekt pozostawia wiele do życzenia, ale tworząc magazyn motywowaliśmy się innymi czynnikami niż wielotysięczne zainteresowanie. Przede wszystkim chcieliśmy trafić do pasjonatów i ludzi, którzy podzielają nasze wąskie koło zainteresowań.

Kto jest wydawcą magazynu? Czy macie już ustalony model biznesowy? Planujecie zarabiać na reklamach czy może planujecie w przyszłości płatne numery lub dodatki specjalne?

Wydawcą magazynu jest Mateusz Styś, czyli założyciel polskiego serwisu o Valencii. Jak sam o sobie mówi: leń na emigracji delektujący się mocną kawą, yerba mate i dobrym winem. Bez niego cały projekt nie wyglądałby tak zachęcająco, bowiem to spec od nowinek technicznych, fotografii czy grafiki. Choć mamy kilku pomocników graficznych, Mateusz jest wodzem w naszej zabawie. Jego doświadczenie z igrzysk w Londynie czy BBC także jest nam pomocne. Mamy kilka wizji modelu biznesowego, ponieważ otwiera się przed nami sporo różnych dróg. Przed nami kilka spotkań, które mogą wyjaśnić przyszłość, ale priorytetem jest utrzymanie regularności i podbijanie wysoko umieszczonej poprzeczki. Stać nas na to, naprawdę. Magazyn będzie ogólnodostępny, więc nie należy się obawiać. Myślimy intensywnie o wydruku, ale realia rynku są niestety bolesne. Zarobek to jeszcze dla nas odległy temat, ale jesteśmy otwarci na współpracę w każdej materii. Każdy reklamodawca, współpracownik czy sponsor będzie dla nas na wagę złota. Co prawda, mieliśmy kilka ofert, ale z różnych względów prawnych nie można było ich zaakceptować. Póki co, dążymy do samodoskonalenia, a może z czasem ciężka praca przyniesie także dodatkowe gratyfikacje prócz wielu ciepłych słów czytelników. Ich zainteresowania to jednak największa nagroda. Zaczęliśmy z pasji, będziemy działać z pasją.

Jakie działania promocyjne planujecie, aby magazyn dotarł do jak największej grupy odbiorców?

Portale społecznościowe żyją swoim życiem. Dotychczas trochę kuleliśmy, ale z czasem nadrobimy aktywność w społeczeństwie. Mamy mnóstwo wizji, ale dopiero przyszłość pokaże, jaką drogę obierzemy. Może uda się zdobyć atrakcyjny patronat, ale to odległy temat. Na ten czas korzystamy ze współpracy z kilkoma zaprzyjaźnionymi portalami jak Weszło, Krótka Piłka, Interia czy iGol. Sporo mediów wspomina o nas, co jest naprawdę sympatyczne – zazwyczaj staramy się odwdzięczać za bezinteresowną reklamę. Realia Internetu są jednak takie, że niewiele osób jest chętnych do współpracy. Nawet jeśli spektrum tematyczne nie sprawia, żebyśmy byli konkurencją – trudno rozmawiać o możliwościach współpracy. Wyznajemy zasadę: “Spójrz na projekt. Jeśli się spodoba, udostępnisz. Do niczego nie zmuszamy. Niech przemówi nasza praca”. Na Facebooku zgromadziliśmy sporo zainteresowanych, na Twitterze także. Nawet kilka osób dowiedziało się o nas metodą ustną. Oczywiście poszukujemy współpracy, ale wierzymy, że efekty pracy zachęcą innych do dzielenia się nimi.

Magazyn ukazuje się w wersji elektronicznej. Pomimo, że prasa drukowana umiera, podobno mocno o tym myślicie.

Wśród trzonu redakcji trwają burzliwe dyskusje. Realia rynku są brutalne, a papier odchodzi do lamusa, więc inwestycja w wydruk byłaby ciosem w stopę – podpowiada nam to zresztą wielu doświadczonych kolegów z branży. Z drugiej strony, sporo osób jest zainteresowanych formą papierową. Orientowaliśmy się już w kilkudziesięciu drukarniach o potencjalne koszta i warunki. Wydruk będzie na pewno, ale forma jest wielką niewiadomą. Możemy być dostępni w różnych salonach prasowych, a równie dobrze wszystko może się skończyć na okolicznościowym i pamiątkowym wydruku. Nie ukrywamy, że stosowny sponsor czy ofiarodawca przyczyniłby się ogromnie do podjęcia decyzji, bowiem działając non-profit, wizja regularnego dokładania do projektu nie wygląda zbyt apetycznie z naszej perspektywy.

Magazyn tworzą osoby o uznanej już marce jak Michał Pol czy Piotr Koźmiński oraz wielu młodych znanych już dziennikarzy jak Michał Zachodny czy Piotr Dyga. Jak udało się zebrać tak mocną ekipę?

Jeden ze znanych dziennikarzy stwierdził, że zarażam pasją. Cała ekipa redakcyjna zaraża chorobliwą ambicją i niespożytkowanymi siłami. Moim zdaniem to prawdziwy fenomen, że ludzie pracujący w Canal+, Przeglądzie Sportowym, Sportklubie czy Super Expressie zgadzają się na współpracę. Przede wszystkim współpraca to spory ukłon w naszym kierunku i dowód, że ci ludzie robią to z miłości do dziennikarstwa i rozwoju osobistego. Nikomu nie płacimy, a oni poświęcają swój wolny czas dla nas oraz dla Czytelników. Co prawda, czasem bywam uciążliwy, ale taka rola naczelnego, żeby przypominać się innym wobec natłoku obowiązków. Zawsze szukamy najlepszych warunków współpracy – czasem niezobowiązujących. Byleby nie sprawiać problemów potencjalnemu ekspertowi, a jednocześnie zadbać o korzyść dla obu stron. Nigdy nie miałem żadnych znajomości, ale pamiętajmy, że każdy profesjonalista to zwykły człowiek, z którym można porozmawiać. Przyznam, że nie spodziewałem się tak dużej chęci do pomocy, bowiem tylko dwie lub trzy osoby odmówiły nam współpracy z różnych względów, chociażby finansowych. Pomoc takich ludzi to znak, że inicjatywa naprawdę jest godna poświęcania czasu i dalszego dążenia do rozwoju. Serdecznie dziękuję tym, którzy wyrabiają się z tekstami dla Magazynu, choć w swoich pracach zarywają niekiedy noce.

W pierwszym numerze ukazał się wywiad z Mateuszem Bystrzyckim, komentatorem stacji Sportklub. Rozmowa w dużej mierze dotyczy dziennikarstwa sportowego. Planujecie wywiady z kolejnymi osobami z branży? Czy możemy liczyć, że będzie to stały cykl?

Rozmowa z Mateuszem była spowodowana wieloma bodźcami. Przede wszystkim, to przykładny profesjonalista, którego sylwetkę i poglądy warto poznać. Jeden z najbardziej utalentowanych dziennikarzy i komentatorów młodego pokolenia. Chcieliśmy też zaprezentować bliżej stację Sportklub Polska, która współpracuje z nami i można przyznać, że jest nam bliska. Mateusz Bystrzycki wie co nieco o hiszpańskim futbolu, więc rozmowa z nim była też substytutem dla felietonu jego autorstwa. Gdzieś przez myśl przeszła nam wizja stałego cyklu, ale to głównie zależy od Czytelników. Jeżeli będzie zainteresowanie takimi rozmowami, postaramy się zadbać o nową rubrykę. W zamyśle wywiad z komentatorem Sportklubu był jednorazowym wyskokiem, ale jesteśmy otwarci na wszystkie propozycje.

Jak wygląda proces przygotowania magazynu? Pierwszy numer zawiera pokaźną liczbę artykułów, do tego sporo pracy musiał wykonać grafik. Czy jesteście przekonani, że poradzicie sobie z comiesięcznym cyklem wydawniczym?

Oj, to bardzo złożony proces, który wymaga tytanicznych nakładów pracy. Premierowe wydanie było swoistym ewenementem, bowiem zaczynaliśmy od samego zera. Obecnie mamy pewne doświadczenie, wnioski oraz znamy błędy, których należy się wystrzegać. Z czasem przygotowanie numeru może pożerać mniej pracy, ale to nadal będzie spora część życia prywatnego. Dajemy pewne wytyczne, autorzy proponują tematy, analizujemy wizje na najbliższy numer i organizujemy pracę. To luźniejsza część, choć ja nieustannie spotykam się z pytaniami, więc autorom należy nieustannie podpowiadać i doradzać. Gwarantujemy im sporą swobodę i traktujemy jak przyjaciół, a nie pracowników. Zatem atmosfera w redakcji jest przyjazna i sympatyczna. Stale utrzymujemy ze sobą kontakt. Kiedy zbliża się deadline, zaczyna się najgorsze: każdy tekst przechodzi przez kilku korektorów, uwagi przesyłamy autorom, a później graficy dzielą się pracą. Okres pracy jest najgorętszy, kiedy składamy magazyn. Wtedy zarywamy nocki, żeby choćby towarzyszyć grafikom. Na końcu wydawca musi wszystko ujednolicić, a my ponownie wszystko sprawdzamy. W międzyczasie różne wersje programów graficznych potrafią spłatać kilka psikusów, jednak generalnie radzimy sobie z problemami. Wysiłku jest jednak dużo, lepiej nie wspominać, ile czasu na to poświęciliśmy, ale na pewno życie codziennie, praca czy szkoła znacznie ucierpiały.

Proszę wymienić 3-4 artykuły, które koniecznie trzeba przeczytać.

Nie wypada mi dzielić się ulubionymi autorami czy faworyzowanymi tekstami, ale gwarantujemy na tyle szerokie spektrum możliwości, że nawet antyfani ligi hiszpańskiej znajdą coś, co powinno ich zainteresowań. Profesjonalne analizy taktyczne, działy bukmacherskie, Hiszpanie w Anglii, podejście psychologiczne, podejście kobiece – można długo wymieniać. Osobiście, jako potencjalny Czytelnik, doceniałbym wywiady z piłkarzami, bo dotarcie dziennikarza-amatora do profesjonalnego zawodnika z Primera División to nie lada sztuka. Ba, jeśli ten piłkarz uznaje Cię za kumpla, to już duży sukces. Nikt nie powinien się nudzić, bo każdy numer zaproponuje Wam coś nowego i interesującego – na swój sposób dla każdego coś dobrego.

Niektórzy po przeczytaniu tego wywiadu będą chcieli spróbować swoich sił w Magazynie Ole. Czy jesteście otwarci na nowe osoby?

Otrzymaliśmy już kilkadziesiąt propozycji współpracy. Otrzymujemy mnóstwo CV czy przykładowych tekstów. Jak najbardziej, jesteśmy otwarci na współpracę, ale należy zważać na to, że nie każdego przyzwoitego pismaka możemy przyjąć ze względu na szeroką kadrę redakcyjną. Masówka to nic dobrego. Wystarczy się do nas odezwać – na Facebooku, na mejlu, na Twitterze. Wszędzie czytamy wiadomości od Czytelników i w miarę wolnego czasu regularnie odpowiadamy. Co najważniejsze, nie czekamy na głośne nazwiska. Czekamy na maniaków, pasjonatów i ekspertów. Ludzi, którzy kochają hiszpański futbol. Ludzi, którzy zamiast Gran Derbi ekscytują się meczem Granady z Celtą Vigo. To przecież największy smaczek naszej dziedziny.

Na koniec poproszę o jakieś rady dla czytelników mojego bloga. Jak zacząć swoją przygodę z dziennikarstwem? Co robić, żeby zostać zauważonym?

Nie jestem osobą, która powinna dawać komukolwiek jakiekolwiek rady. Nie poczuwam się do takich zadań, bo zwyczajnie brak mi doświadczenia. Jeżeli jednak ktoś chciałby przeczytać moje porady… przede wszystkim należy marzyć, ciężko pracować i mierzyć wysoko. Jak się wybić? Nie poddawać się, znaleźć sposób na siebie i realizować się w tym, w czym można uznać się za eksperta. Dużo poświęceń i dużo pewności siebie. Zbierając ludzi do redakcji, nałożyłem dwie podstawowe zasady, które sam wyznaję. Posłużę się oryginałami. Pierwsza: “To work hard and have fun and not notice the different”. Dlaczego chciałbym związać się z dziennikarstwem? Bo to doskonałe połączenie pasji i zabawy. I druga zasada: “Sky is the limit”. Dla nas nie ma ograniczeń ani limitów. Dla Was również nie ma – wystarczy chcieć.

[Fot. Ole Magazyn]

Nie przegap wymarzonej pracy!
Najlepsze oferty co wtorek na Twoim mailu.